HAWAJE
19:50
CHICAGO
23:50
SANTIAGO
02:50
DUBLIN
05:50
KRAKÓW
06:50
BANGKOK
12:50
MELBOURNE
16:50
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » ® wokół J. Wiktorii » RWJW 1; Okolice Nairobi
RWJW 1; Okolice Nairobi

Agnieszka Martinka


Wymyśliłam podróż rowerem wokół Jeziora Wiktorii w Afryce. Wyruszyłam w trasę pierwszego dnia nowego 2004 roku z Hippo Valley Inn pod Nairobi, z rezydencji Asi i Sao Gamba. W tym urokliwym miejscu dwadzieścia dni później zamknęłam pętlę. Jechałam w przeciwnym kierunku do ruchu wskazówek zegara.

Trasa wiodła przez Kenię, Ugandę i Tanzanię. Dwukrotnie przekraczałam linię równika. Z Bukoby do Mwanzy musiałam płynąć statkiem. Jeszcze w Kisumu dowiedziałam się, że droga lądowa na tym odcinku jest pełna lwów i kłusowników. Tych drugich boję się stokroć razy bardziej niż króla zwierząt.

Umówiłam się z Jonesem przed hotelem New Stanley w Nairobi o godzinie dziesiątej rano. Dojechałam kaszląca i kichająca w strugach deszczu trzy godziny później. Afrykanie mają fantastyczną zdolność czekania, ale uprzedziłam Jonesa telefonicznie, że będę znacznie później. Rower odmówił mi posłuszeństwa już na pierwszym kilometrze.
- Boże, co się dzieje??
Opony oklejone szarą mazią, nie mogę jechać, mży, z trudem prowadzę rower.
- Ależ te sakwy ciężkie! - Jambo! Happy New Year!
- Jambo! Happy New Year! - odpowiadają mali Masajowie.
- Nie przejedziesz tędy - mówią do mnie.
- Co?
- Afrykańskie mady!

Możesz uczyć się w szkole o glebach, ale dopóki nie utopisz się w szarej mazi, dopóki nie zobaczysz jak w lawinowym tempie koła i buty obrastają szarą, lepką breją, dopóki nie poczujesz, że roweru nie możesz pchnąć ani do przodu ani do tyłu, nie możesz go podnieść, a każdy minimalny ruch tylko pogarsza sytuację, nie będziesz wiedział co znaczą afrykańskie mady po deszczu! Patykiem wyrwanym z masajskiego płotu czyścimy koła i przenosimy we trójkę rower metr po metrze pod górę. Tam gdzieś ma być lepsza droga, droga, której nie znałam do tej pory! Chłopcy dostają ode mnie parę nowiuteńkich spodni safari. Dźwigam na plecach całą torbę prezentów dla afrykańskich dzieci. Kiedy potem po 20 dniach, w upalny dzień wrócę do Hippo Valley Inn, Sao będzie już wiedział o darowanych spodniach. Masajowie opowiedzieli mu noworoczną przygodę na drugi dzień po moim wyjeździe.

Przez dwadzieścia osiem kilometrów z Kitengela do Nairobi leje już jak z cebra, nie mogę też jechać asfaltem, bo cały czas spychana jestem przez wielkie samochody do rowu. Asia pomyliła się, miało być spokojnie, a tu ruch jak przed długim weekendem na trasie Warszawa - Gdańsk. Na przekór losowi, buzia mi się śmieje od ucha do ucha i rozdaję noworoczne życzenia na prawo i lewo. Jestem szczęśliwa, jestem na rowerze w wymarzonej Afryce.
- Deszcz Cię błogosławi - powiedziała rano Asia.
Spod ociekającego kaptura dostrzegam na skarpie charakterystyczną smukłą postać Masaja.
- Soba, Happy New Year! - przekrzykuję deszcz.
- Soba, Happy New Year! - krzyczy, podnosząc do góry rękę, Masaj.

Jones czeka pod hotelem z nowiutkim żółtym górskim rowerem. Idziemy na obiad, ale ja zamawiam tylko sok z egzotycznych owoców. Z powodu grypy przywiezionej z Polski, przemęczenia i deszczu nie jestem w stanie jeść.

Tego dnia na wieczór docieramy do Naivasha Lake. Mam wyrzuty sumienia, że z planowanych stu pięćdziesięciu kilometrów, jedną trzecią trasy dosztukowałam autobusem, ale usprawiedliwiam siebie chorobą i stratą ponad trzech godzin w walce z afrykańskimi madami. Jones ma problemy z przerzutkami, bez przerwy spada mu łańcuch. Potem się okaże, że dziennie będzie tracił parę godzin i sporo pieniędzy na naprawę roweru.


Źródło: informacja własna

1


w Foto
® wokół J. Wiktorii
WARTO ZOBACZYĆ

Uganda
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AP 1; Złoto Johannesburga
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl