RWJW 3; W Ugandzie
| Agnieszka Martinka
|
|
Następnego dnia budzi mnie czerwona poświata i orzeźwiające powietrze. Przed pójściem spać odsunęłam zasłony, aby móc lepiej słyszeć, przez moskitiery w oknach, nocny koncert zwierząt. Takiego jednak koncertu ptaków, małp i hipopotamów, jak dwa lata wcześniej nad Jeziorem Baringo, już nie usłyszałam.
Od tego poranka słońce grzeje niemal bez przerwy przez dziewiętnaście dni. Na śniadanie, wyjątkowo zjadam polski domowy piernik i popijam herbatą z mlekiem. Siostra, żegnając się po Wigilii, dała mi go na drogę. Jonesowi uszy się trzęsą.
- Nigdy nie jadłem tak pysznego ciasta - mówi.
- Cieszę się, że Ci smakuje. To nasze tradycyjne ciasto na Boże Narodzenie, przynajmniej w moim domu - uśmiecham się. Chciałabym mu jeszcze opowiedzieć o makowcach i kluskach z makiem, miodem i orzechami, ale nie wiem jak jest mak po angielsku.
Potem już zawsze dzień zaczynam od owoców. Najpierw zjadam banany, ananasy, mango, papaję, dopiero potem omlety, tosty i wypijałam termos białej herbaty albo kawy. Na obiad zamawiam ugali, rybę z Jeziora Wiktorii i sałatkę z pomidorów, czasem ryż i sukumawiki, a czasem wszystko na raz.
W Ugandzie nie spotykam ludzi, którzy mówią po angielsku, a Jones nie może też porozumieć się w Suahili.
- Czy mówisz po angielsku?
- Yiyiyi......
- Yiyiyi czy tak? - pytam się dziewczyny w przydrożnym barze i w tym momencie przypomina mi się dowcipna teoria na temat wyginięcia mamutów, duszę jednak śmiech.
- Tak, mówię po angielsku.
- W takim razie, proszę ugali, rybę pieczoną i dużą miskę pokrojonych pomidorów z cebulą.
Fotografuję kwiaty, potrzebne mi będą do mojej strony internetowej. Po dwudziestu minutach dziewczyna przynosi jedzenie przykryte drugim talerzem. Odsłaniam i widzę... przepięknie podaną fasolę, pieczone banany i dwa plasterki awokado. Nie wytrzymuję i zaczynam się głośno śmiać. Łzy leją mi się z oczu. Jones ma głupią minę, ale kiedy zamiast herbaty dostaje kawę również wybucha śmiechem. Chcę dziewczynę przeprosić za moje zachowanie, ale nie mogę, dławię się ze śmiechu.
- Mój angielski jest bardzo dobry. Staram się mówić bardzo powoli i dokładnie - mówi Jones.
Pokładam się ze śmiechu! - I co z tego, Jones? Ta dziewczyna nie zna angielskiego ani suahili. A my nie znamy jej języka luganda.
Odchodząc, zostawiam napiwek, a myśli cofają się bezwiednie szesnaście lat wstecz. Byłam kelnerką w dużej restauracji w centrum Londynu i nie mogłam pomylić steka średnio wysmażonego od dobrze wysmażonego. Ta ugandyjska dziewczyna zamiast sałatki z pomidorów przyniosła pieczone banany i świat się nie zawalił. Afryka nadal uśmiechała się pełnym słońcem! Hakuna matata!
Źródło: informacja własna
|