HAWAJE
20:26
CHICAGO
00:26
SANTIAGO
03:26
DUBLIN
06:26
KRAKÓW
07:26
BANGKOK
13:26
MELBOURNE
17:26
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » ® wokół J. Wiktorii » RWJW 3; W Ugandzie
RWJW 3; W Ugandzie

Agnieszka Martinka


Następnego dnia budzi mnie czerwona poświata i orzeźwiające powietrze. Przed pójściem spać odsunęłam zasłony, aby móc lepiej słyszeć, przez moskitiery w oknach, nocny koncert zwierząt. Takiego jednak koncertu ptaków, małp i hipopotamów, jak dwa lata wcześniej nad Jeziorem Baringo, już nie usłyszałam.

Od tego poranka słońce grzeje niemal bez przerwy przez dziewiętnaście dni. Na śniadanie, wyjątkowo zjadam polski domowy piernik i popijam herbatą z mlekiem. Siostra, żegnając się po Wigilii, dała mi go na drogę. Jonesowi uszy się trzęsą.

- Nigdy nie jadłem tak pysznego ciasta - mówi.
- Cieszę się, że Ci smakuje. To nasze tradycyjne ciasto na Boże Narodzenie, przynajmniej w moim domu - uśmiecham się. Chciałabym mu jeszcze opowiedzieć o makowcach i kluskach z makiem, miodem i orzechami, ale nie wiem jak jest mak po angielsku.



Potem już zawsze dzień zaczynam od owoców. Najpierw zjadam banany, ananasy, mango, papaję, dopiero potem omlety, tosty i wypijałam termos białej herbaty albo kawy. Na obiad zamawiam ugali, rybę z Jeziora Wiktorii i sałatkę z pomidorów, czasem ryż i sukumawiki, a czasem wszystko na raz.

W Ugandzie nie spotykam ludzi, którzy mówią po angielsku, a Jones nie może też porozumieć się w Suahili.

- Czy mówisz po angielsku?
- Yiyiyi......
- Yiyiyi czy tak? - pytam się dziewczyny w przydrożnym barze i w tym momencie przypomina mi się dowcipna teoria na temat wyginięcia mamutów, duszę jednak śmiech.
- Tak, mówię po angielsku.
- W takim razie, proszę ugali, rybę pieczoną i dużą miskę pokrojonych pomidorów z cebulą.

Fotografuję kwiaty, potrzebne mi będą do mojej strony internetowej. Po dwudziestu minutach dziewczyna przynosi jedzenie przykryte drugim talerzem. Odsłaniam i widzę... przepięknie podaną fasolę, pieczone banany i dwa plasterki awokado. Nie wytrzymuję i zaczynam się głośno śmiać. Łzy leją mi się z oczu. Jones ma głupią minę, ale kiedy zamiast herbaty dostaje kawę również wybucha śmiechem. Chcę dziewczynę przeprosić za moje zachowanie, ale nie mogę, dławię się ze śmiechu.

- Mój angielski jest bardzo dobry. Staram się mówić bardzo powoli i dokładnie - mówi Jones.

Pokładam się ze śmiechu! - I co z tego, Jones? Ta dziewczyna nie zna angielskiego ani suahili. A my nie znamy jej języka luganda.

Odchodząc, zostawiam napiwek, a myśli cofają się bezwiednie szesnaście lat wstecz. Byłam kelnerką w dużej restauracji w centrum Londynu i nie mogłam pomylić steka średnio wysmażonego od dobrze wysmażonego. Ta ugandyjska dziewczyna zamiast sałatki z pomidorów przyniosła pieczone banany i świat się nie zawalił. Afryka nadal uśmiechała się pełnym słońcem! Hakuna matata!

Źródło: informacja własna

1


w Foto
® wokół J. Wiktorii
WARTO ZOBACZYĆ

Rowerem wokół Jez. Wiktorii
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

RTUSA 3: Kolory USA
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl